Przejdź do treści

Zapraszam Cię do świadomej kreacji, bo „albo wchodzisz do swojej historii i jesteś jej właścicielem,
albo stoisz pod swoją historią i zabiegasz o swoją wartość.”
– Brené Brown

Wszystko co ważne trzeba podlewać, tulić a czasem pójść za tym na wojnę

Strach przed przed życiem ma wielkie oczy. Większe niż to, co dawno już dawno w nim umarło. Wchodzimy więc w „martwy punkt” zatrzymując się w „układzie”, który powoli zabiera nam ostatnie okruchy, ikrę, wolę, zapał. Wszystkiego to, co czyni nas niezłomnymi. Grzęźniemy w związku, który nas drenuje, roli, którą kiedyś obraliśmy.

Zaczynamy coś i zastygamy, bo umiera nadzieja, wiara, miłość. Bezwiednie gramy w jakąś grę, w którą grały nasze mamy, babki i dziadkowie.

Bo przecież nikt świadomie nie podda się swojej powolnej śmierci będąc w sile wieku.

Jest to rola, poprzez którą wycofujemy się z własnego życia. Wydaje nam się, że nie ma wyjścia, albo wyjście jest poza naszym zasięgiem.

Ciało ugina się od ciężaru niespełnionych pragnień. A rezygnacja z marzenia, jakiejś istotnej części nas jest zaproszeniem wibracji śmierci do swojego ciała. Bo ważna, autentyczna część nas nie karmi już swoich potrzeb. I tak dzieje się w nas śmierć.

Jak się to czuje? Smutek, który powoli przeradza się w bezruch. W jego gęstej strukturze zatapiamy wszystko co tylko nam się przyśni.

Pamiętam, kiedy pierwszy raz zrezygnowałam ze swojego marzenia. Zdawałam egzamin na studia, o którym dowiedziałam się 5 minut wcześniej. Poczułam bezsens podejmowania tej próby, bo przecież nie byłam przygotowana. Weszłam do sali i powiedziałam, że rezygnuję. Piękna pani profesor, której nigdy nie zapomnę, spojrzała na mnie jakby chciała mną potrząsnąć i powiedziała coś, co zapamiętałam do dziś:

“Nie rezygnuj, bo już zawsze będziesz to robić.”

Zdałam ten egzamin i choć nie dostałam się na studia, to miałam poczucie małego zwycięstwa.

Wibracja rezygnacji jest powolną śmiercią. Poczuj teraz, czy zdarza Ci się odpuszczać, bo jest trudno? W którym miejscu w ciele czujesz to najmocniej?

Znałam kiedyś piękną i wrażliwą kobietę. Miała wielkie oczy i marzenia. Patrzyłam jak ucieka z niej życie, kiedy raz po raz słyszała od innych, że czegoś się nie da. Uwierzyła w te słowa. „Musisz iść tą drogą, jest jedyna i słuszna”. Chwilę później naprawdę odeszła mając jedyne 26 lat. Często myślę o niej, jej delikatnej jak puch strukturze. Unosiła się, bo bez kręgosłupa było jej ciężko stąpać.

Piszę o mojej pięknej przyjaciółce, bo jej śmierć mi coś pokazała. Zauważyłam, że śmierć tak naprawdę zapraszamy sami, kiedy rezygnujemy z prawdziwego życia.

Jesteśmy tak skonstruowani, że wykonujemy świadomie tylko kilka procent naszych zachowań. Resztę odtwarzamy jak robot. Najczęściej więc wchodzimy w ten bezruch życiowy zupełnie nieświadomie, bo jest on programem zapisanym, w naszej pamięci komórkowej, pochodzącej z biochemii hormonów naszej mamy jeszcze z okresu życia prenatalnego. Może być częścią naszego rodowego DNA.

Dlatego kiedy pojawia się to nowe, nieznane nie jesteśmy skłonni się temu poddać. Pojawia się opór, brak zaufania do nowej drogi, strach przed nieznanym. To rodzaj bezradności, która trwa i trwa.

Na poziomi ciała, czuję to jako marazm, uczucie spowolnienia i zmulenia. Jakbyśmy utkwili w gęstej mazi, która nas trzyma jak stuletni sen.

Jakaś część nas chce umrzeć, chowając głęboko uczucia, emocje, pragnienia.

Może kiedyś tkwiliśmy w poczuciu, że jesteśmy na coś skazani, nie nauczyliśmy się buntować, wyrażać, żyliśmy w podporządkowaniu. Te zastygłe emocje trzymają nas w bezruchu.

Może nasza mama będąc w ciąży żegnała się z czyimś życiem, również trzymając emocje w zamknięciu, mając przekonanie, że „musi się jakoś trzymać”, nie może pozwolić sobie na rozpacz. Ale jedyna droga do życia wiedzie przez śmierć. Pożegnanie tego, co jest w nas martwe, lub ożywienie tego co jeszcze się tli.

Jeśli jest to twoje, pozwól temu żyć, daj miłość i uwagę. To co nie jest twoje odczujesz jako ciężar. Dlatego wyjście do nowego, nie odtwarzanie sposobów funkcjonowania naszych babć, rodziców, ciotek jest powrotem do życia, w którym stoimy na własnym miejscu.

Jedna zmiana powoduje kolejną, bo zaczynamy inaczej patrzeć na siebie, swoje potrzeby, marzenia.

To co wydawało się niewykonalnym krokiem, przestaje nim być kiedy już ruszymy z bloków startowych. Jeśli marzysz, a te marzenia wypływają z głębi serca i prawdziwych potrzeb, dostaniesz w życiu nie jedną szansę. Po czym poznać, że to twoja szansa? Będzie o wiele, wiele dalej, niż na wyciągnięcie ręki. Bo wszystko co ważne trzeba podlewać, tulić a czasem pójść za tym na wojnę.

Z życzeniami odwagi do życia własnym życiem.

“Nigdy nie zgub swojej ekscentryczności, swojej dziwaczności, swojej osobliwości – swoich wyjątkowych i niepowtarzalnych smaczków.
Nie udawaj, nie staraj się być “nikim”czy “niczym”, albo jakimś transcedentnym i nieosobowym nie-bytem pozbawionym “ja” czy “ego”, kimś “ponad ludzkim” – to tylko kolejna wymyślona fiksacja i nikt już tego nie kupuje.Świętuj to, jak wyraża się twoja wyjątkowość i przestań przepraszać. Kochaj ten doskonale boski, bardzo ludzki bałagan, którym jesteś.
Nie ma tu żadnych autorytetów, nie ma opcji, żeby źle zrozumieć życie. Więc jeśli chcesz, wszystko pojmuj źle. Do woli.” Jeff Foster, nauczyciel duchowy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *